Remontowe przemyślenia

Od lipca trwa u mnie generalny remont. Miałam to szczęście, że odziedziczyłam dom po tacie i nie muszę się martwić o dach nad głową. Niestety wymagał dużego nakładu finansowego. Póki co mam gołe ściany, czekam na montaż kuchni, ale jest już pięknie. Niestety przez te 3 miesiące zdążyłam osiwieć i to dosłownie i prawie wyplułam płuca.

Do zrobienia było centralne ogrzewanie, nowy prąd, gładzie, malowanie ścian, obniżanie sufitów, kafelkowanie i kładzenie kamienia. Mnóstwo pracy i pełno pracowników. A każdy najmądrzejszy. I tak od samego rana wysłuchiwałam narzekań, że tamten źle zrobił, a on musi poprawiać, bo to miało być tak. Parzyłam tysiące kaw i kontrolowałam.

Najlepszy z najlepszych wybitny specjalista pan Marian przysporzył mi najwięcej kłopotów. Początkowo był inżynierem budownictwa, który potrafi wszystko. Kafelkuje, maluje, a nawet robi kuchnie. Mój stolarz na szczęście szybko sprowadził go na ziemię i udowodnił mu, że nie ma o stolarstwie zielonego pojęcia. Sam do pracy nie do końca się przykładał wolał komentować pracę innych. I tak płytki były nierówne i pan Marian musiał skuwać 🙂 No, ale jak tu Pana wyrzucić jak to polecony fachowiec od teściów ? No nie da się. I tak dalej się z Panem Marianem, obecnie inspektorem budowlanym męczymy, bo kładzie kamień w salonie. Fuga według moich zaleceń miała być centymetrowa, bo to taka imitacja cegły jest. Na co Pan Marian specjalista, że takich się nie daje góra 5 mm. Po pół godzinie mnie woła, że jednak centymetrowa będzie, bo inaczej się nie da.

I tak mam dość remontów na następne kilka lat. Na szczęście cały ten stres rekompensuje mi efekt końcowy. A jakie są Wasze doświadczenia z fachowcami ?